• Wtedy był kwiecień 1943 r. i atmosfera zaczynała gęstnieć jak nomen omen przed mającą nadejść burzą. Niemcy ujawnili fakt istnienia zbiorowych mogił oficerów polskich w Katyniu, Rosjanie oczywiście zaprzeczali, ale odsetek przyjaźnie nastawionych do nich polskich decydentów wyraźnie zmalał. Trochę później, 30 czerwca 1943 został zdekonspirowany i aresztowany gen. Rowecki namierzony przez agentów NKWD, którzy podrzucili trop agentom gestapo umieszczonym w strukturach AK. Cztery dni później w Gibraltarze zginął gen. Sikorski, który miał już dokumentację zbrodni Katyńskiej i chciał ją ujawnić, co zdaje się było mało wygodne dla Rosjan i jeszcze mniej wygodne dla Brytyjczyków. Po odpowiedź na pytanie czy katastrofa gibraltarska była zamachem czy był to wypadek odsyłam do odpowiedniej literatury w tym przedmiocie celem wyrobienia sobie własnego zdania. Mnie na przykład nie daje spokoju fakt nieobecności na pokładzie jednego z kluczowych doradców Sikorskiego, a mianowicie Józefa Retingera. Żeby wyjaśnić, dlaczego jest to tak ważne trzeba cofnąć się o kilkadziesiąt lat.

    Józef Hieronim Retinger był synem adwokata z Krakowa i potomkiem niemieckiej, katolickiej rodziny osiadłej gdzieś na przełomie XVII i XVIII wieku. Wcześnie osierocony przez ojca zyskał mecenasa i protektora w osobie Władysława Zamoyskiego, późniejszego fundatora Zakładów Kórnickich (a prywatnie i bez związku z tematem stryjecznego brata hr. Józefa Floriana Zamoyskiego właściciela majątku Stara Wieś pod Kołbielą).

  • Zamoyski przynajmniej w ten sposób mógł się odwdzięczyć ojcu młodego Józefa, jednemu z architektów wygranego przez Zamoyskiego procesu o Morskie Oko. Józef Retinger kształcił się na Sorbonie gdzie w dwa lata zrobił doktorat i nawiązał pierwsze kontakty w świecie kultury i polityki europejskiej. Potem wyjechał do Londynu i tam zaprzyjaźnił się serdecznie z Josephem Conradem i już wtedy tj. około roku 1912 poznał premiera Francji Georgesa Clemenceau, a trochę później przyszłego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla. To za jego namową z kolei Joseph Conrad przyjechał do Polski tuż przed wybuchem I Wojny Światowej i to razem z nim, dobrze przy tym się bawiąc, próbował adaptować jedna ze swoich powieści pt. „Nostromo” na dramat sceniczny. Kiedy wojna wybuchła Retinger otrzymał od swoich europejskich przyjaciół pierwsze znaczące zadanie. Miał przekonać Austro-Węgry do wyłamania się z niemieckiego przymierza i podpisania odrębnych układów z Ententą, co jak wiemy nie doszło jednak do skutku. Ale nie to niepowodzenie było przyczyną późniejszej długiej nieobecności Retingera w Europie, ale jak się zdaje ujawniony nieco potem memoriał Josepha Conrada, którego co najmniej inspiratorem, (jeśli nie autorem) był właśnie Retinger. Tekst nosił tytuł „Nota w sprawie polskiej” i mówiąc w uproszczeniu krytykował postawę Rosji i Niemiec wobec Polski i proponował utworzenie państwa polskiego pod protektoratem Anglii i Francji. Po niezwykle ostrej reakcji ambasad rosyjskich w Londynie i Paryżu Retinger został poproszony o opuszczenie tej części świata, a było to w roku 1917. Retinger przez Hiszpanię udał się do Meksyku nieco złośliwie można powiedzieć, aby wypróbować w praktyce fabułę wymienionej wcześniej powieści Conrada. W „Nostromo” akcja rozgrywa się w fikcyjnym kraju latynoskim, w którym następuje przewrót wojskowy. W Meksyku w tamtym czasie dogorywała właśnie rewolucja. Walczyły jeszcze niedobitki oddziałów Pancho Villi i Emiliano Zapaty, a władzę przejmował Obregon, którego za niedługo zastąpił Plutarco Calles. To temu politykowi przez wiele lat doradzał Józef Retinger, a przypomnieć tu należy, że stworzona wtedy przez Callesa Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna rządziła Meksykiem przez ponad 70 lat wygrywając wybory 14 razy z rzędu. Retinger nie mógł lub nie chciał wtedy wrócić do świeżo niepodległej Polski bo nie lubił Sanacji, zresztą z głęboką wzajemnością z drugiej strony. W zamian za to nawiązywał szerokie kontakty wśród amerykańskiego estabilishmentu (na przykład z mającym wkrótce zostać prezydentem Herbertem Hooverem czy z rodziną Rothschildów), co w połączeniu z zaciekłym wręcz antyklerykalizmem Callesa było powodem przypięcia mu łatki tzw. „żydomasonerii”, przynajmniej przez tę część komentatorów lokujących się bardziej na prawo. Może wcześniej, a może dopiero w Meksyku Retinger zrozumiał, że nie czuje się pewnie, jako człowiek czynu, ale że doskonale się czuje i sprawdza się w roli doradcy, zausznika kogoś, kto ma środki i możliwości na realizację tego, co doradca będzie mu podszeptywał.